Maja Serafin

Zawsze jesteśmy dla Was

Opowiadanie –  O Babie Jadze

Ten las był dziwnym miejscem. Brak jakichkolwiek owoców, które można byłoby zbierać latem czy grzybów, pojawiających się po deszczu, które byłyby zbierane przez zapalonych grzybiarzy. Nie, to byłoby dziwne dla tego miejsca –  gaju, który wydawał się niski, ale rzucał wielkie cienie. Lasu, którego poszycie było suche jak wypalane łąki. Gienka nigdy do końca nie poznała tego lasu.

Jej rodzina zdecydowała się ugościć ciotkę Gienki i jej córkę z Brazylii, które miały przybyć do ich domu w przeciągu kilku dni na wesele ich dalekiego kuzyna. Ta sytuacja wcale nie cieszyła dziewczyny, wręcz przeciwnie, sprawiała, że  miała ochotę krzyczeć ze złości, że jej znienawidzona kuzynka przez kilka dni zamieszka w jej domu i przysporzy jej masę obowiązków. Wszystko przez to, że był to ślub chrześniaka ciotki z Brazylii. To pchnęło ją do tego, by iść do nawiedzonego lasu po dodatkowe drewno na opał. Cała wieś wycinała las dla własnych korzyści.

Na początku ciągnęło się kilkanaście pasów wysokich drzew, ciasno splecionych ze sobą sosen, dalej jednak można było ujrzeć pole po wyciętych drzewach, po których zostały jedynie niskie pnie. Runo i poszycie wydawały się jakieś takie dziwne, szare, jakby umarło razem z karczowanymi drzewami. Tutaj jednak gałęzie nie zasłaniały nieba, a słońce padało jasno na pustą ziemię. Gienka nie była w tym borze sama, ale teraz był to szczęśliwy fakt. Nie towarzyszyły jej bowiem przeklęte duszki, a dziewczyna w jej wieku, przyjaciółka mieszkająca w sąsiednim domu.

– Mój dziadek mówił, że ten las jest nawiedzony – wspomniała Marianna. Nosiła nazwisko Bienias, miała rude włosy, piegowatą twarz, lubiła gołębie i długie satynowe rękawiczki w stylu dwudziestego wieku. – Podobno zaginęła tu kiedyś dziewczyna i teraz porywa małe dzieci.

– To pisarz, łatwo mu wyobrazić sobie takie rzeczy.

Niestety, nikt nie wydał jego książek. Podobno jeszcze kilka lat temu ojciec Marianny próbował porozumieć się z jednym ze współczesnych wydawnictw, by sprzedać prawa do powieści swojego ojca, ale mu się nie udało. Gienka czasem widziała w ich domu kilka przeraźliwie grubych plików spiętych wiele razy zszywaczem, oprawionych w karton, stojących na półce w pokoju dziadka Marianny. Napisano je jeszcze na maszynie do pisania. Dawniej nikt nie przejmował się jego opowieściami i marzeniami, podobnie jak teraz. Wnuczce zawsze było zbyt głupio, by poprosić o możliwość przeczytana książek starszego pana Bieniasa.

– Oczywiście, że tak, przecież żartowałam. Pisał tylko horrory – parsknęła piętnastolatka, wchodząc na jeden z pni. – Są ciekawsze niż te od Kinga. Naprawdę, „To” to przy tym najwolniej ciągnąca się książka. A do tego wszystko wzorowane na mitach i opowieściach ludowych.

Marianna kilkukrotnie przeczytała powieści swojego dziadka. Dzieci wychowuje się na różnych bajkach i opowieściach, ale ona zasypiała, słuchając o okrutnych potworach czy przeklętych nimfach wyłaniających się z jezior. Czasem nawet zapominała o tym, że tych książek nigdy nie wydano. Raz odwołała się do jednej z nich na pracy pisemnej, co spotkało się z ogromną dezaprobatą polonisty. Mimo życiowej klęski jej dziadka, ich rodzina i tak była jedną z najbogatszych w całej wiosce. Gienka nie miała takiego szczęścia. Wśród wielu wujków, ciotek i kuzynów to Raciniewscy spod lasu mieli przylepioną łatkę najbiedniejszej z rodzin wśród wszystkich krewnych. Ci, którym tak nie powiodło się w życiu, że żyli tylko do emerytury, by w końcu móc odpocząć.

– Ej, widziałaś to? To jeden z gołębi ojca! – zawołała Marianna, po czym pobiegła w kierunku gęstniejących drzew. Gienka spojrzała w tamtym kierunku. Była niemal pewna, że daleko przed rudowłosą idzie ktoś jeszcze. Nieznajoma osoba była niska i krępa, niosła coś w opuszczonej dłoni. W oddali gruchały gołębie. To sprawiło, że Gienka poczuła nutę strachu. Puściła się biegiem za oddalającą się Marianną.

Niskie gałęzie smagały ją po łydkach, gdy pędziła w stronę Marianny. Tajemnicza osoba nie słyszała jej, gdy stopami nieuważnie łamała gałązki i wdeptywała szyszki w ziemię. Podobno zaginęła tu kiedyś dziewczyna i teraz porywa małe dzieci. Słowa dziadka Marianny mogły być tylko niewinnym żartem albo przestrogą dla niegrzecznych dzieci. Teraz wydawały się niepokojąco prawdziwe. Mieszkańcy wioski nie zapuszczali się tak dlatego w ten las.

Gienka wpadła na Mariannę, gdy biegnąc z pochyloną głową nie zauważyła, że piętnastolatka się zatrzymała. Dziewczyna pod wpływem pchnięcia Gienki wpadła między dwa rosnące obok siebie drzewa. Chwilę później cofnęła się i przesunęła dłonią po twarzy, ściągając z niej pajęczynę. Czarnowłosa Raciniewska ze skruchą wymamrotała słowa przeprosin. Marianna nie wydawała się jednak nadto przejęta tą sytuacją i wskazała na obiekt między drzewami.

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to zwykły dom, jednak gdy Gienka przyjrzała się bliżej zauważyła, że mała drewniana chatka stała na ogromnej kurzej łapce, została obwieszona bluszczem, a kilka metrów przed drzwiami umiejscowione było ogromne palenisko. Nieznajoma postać kluczyła między niskimi pniami, trzymając w ręce duże szare pudło. To była klatka, a w niej uwięzione było kilka gołębi – ptaków, które należały do ojca Marianny.

– Starucha ukradła nasze najlepsze gołębie! – oburzyła się Marianna, a współtowarzyszka szybko przykryła jej usta dłonią i zmusiła do cofnięcia się o krok. Razem schowały się za rozłożystą sosną dokładnie w chwili, gdy starsza pani odwróciła się w ich kierunku. Gienka wyjrzała między gałęziami przyjrzała się kobiecie. Nie wydawało się jednak, by była pewna, że usłyszała coś między drzewami. Może była już głucha albo to Marianna nie krzyknęła tak głośno, by staruszka miała pewność, że usłyszała coś między drzewami.

Była naprawdę stara, jej twarz czas  poorał zmarszczkami, siwe włosy wystawały spod czerwonej chustki w kurpiowskie wzory. Postawiła klatkę z gołębiami na jednym z niskich, szerokich pni i podeszła do chaty. Gienka zobaczyła drabinę dopiero wówczas, gdy starsza pani zaczęła po niej wchodzić. Chwilę później zniknęła za zamkniętymi drzwiami domu.

– To się nazywa Baba Jaga – zażartowała Gienka, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu, w przeciwieństwie do śmiertelnie poważnej Marianny. To nie sprawiło, że zrzedła jej mina.

– Mówiłam, że dziadek miał rację! – upierała się, wychodząc zza drzewa i zbliżając się do kolejnego, rosnącego bliżej chaty Baby Jagi. Gienka poszła za nią. – Ten las jest nawiedzony.

– Sama mówiłaś, że to kłamstwa – przypomniała jej, gdy razem z Marianną w zafascynowaniu wpatrywała się domostwo starej pani. Różnica była taka, że jej koleżanka martwiła się o ptaki, a Gienka wpatrywała się w kurzą łapę umieszczoną pod domem. W tej chwili ponownie uwierzyła w mroczne opowieści o okrutnej kanibalce mieszkającej w chacie na kurzej stopce pośrodku lasu. Wszystkie historie są prawdziwe.

– Zmieniłam zdanie – ucięła krótko Marianna, po czym pobiegła dalej, tak blisko chaty, że gdyby Baba Jaga wyszła teraz z domu, zobaczyłaby ją.

Gienka pobiegła zaraz za nią i złapała ją za ramię dokładnie w chwili, gdy Marianna wyszła zza drzewa. Szarpnęła ją do tyłu, a ona, niczego nieświadoma, zatoczyła się w tył, tam, gdzie wcześniej stała. Zdezorientowana, spojrzała na Gienkę z wyrzutem.

– Co ty robisz?

– Przecież nie możemy tam iść! – spanikowała, choć to wcale nie przekonało Marianny. – Co, jeśli nas porwie i zje? To Baba Jaga!

W chwili, gdy to powiedziała, była tego całkowicie pewna. Wszystko to, co zobaczyła na własne oczy, zgadzało się z baśniami i ludowymi podaniami. Gdy była dzieckiem, Gienka była przesądna i bała się indyków. Zdążyła już z tego wyrosnąć, ale widok ogromnej kurzej łapy i żywej Baby Jagi przypomniał jej o koszmarach i strachach z dzieciństwa. Nie chciała zostać zjedzona przez nocną marę.

– To najlepsze z wszystkich gołębi, które mamy – wyjaśniła bezsilnie Marianna, a Gienka puściła jej rękę. – Zdobyły najwięcej pucharów z całej hodowli. Przecież nie mogę pozwolić, by ta cała Baba Jaga je zjadła – przekonywała uparcie. – Gienka, pomóż mi, proszę. Gienka pokiwała głową, ale nie mogła się powstrzymać, by powiedzieć:

– A więc przyznajesz, że to Baba Jaga?

Marianna z frustracją zacisnęła wargi i pokręciła głową. Pobiegły między drzewami i zatrzymały się pod płotem. Rudowłosa pomogła Gience przeskoczyć przez płot. Gdy wylądowała po drugiej stronie, sięgnęła do klamki i otworzyła jej furtkę. Gdy Baba Jaga przybyła do domostwa, szła naokoło i nie otwierała sobie bramki, ale teraz nie miały na to czasu, by szukać drugiego wejścia i narazić się na zauważenie przez staruchę. Musiały uwolnić gołębie i szybko uciekać. Gienka zostawiła furtkę otwartą.

Gdy Marianna zbliżyła się do klatki, uwięzione gołębie poruszyły się i zaczęły gruchać, z każdą chwilą coraz głośniej. Gdy ona siłowała się z zardzewiałym zamkiem, Gienka wodziła wzrokiem po zasłoniętych okiennicami oknach. Kilka kuropatw biegało wokół paleniska i wydzióbywało ziarna spośród kęp trawy.

– Może twój ojciec nie dopatrzy się pięciu gołębi – rzuciła Gienka, coraz bardziej się denerwując. Marianna próbowała odciągnąć skobel klatki, ale rdza utrudniała jej to zadanie. Napluła na zamek, wierząc, że to pomoże mechanizmowi się prześlizgnąć. – Chyba ich nie kataloguje, prawda? Marianna?

– Porządek musi być – uparła się Marianna, po czym z całej siły pociągnęła za skobel. Mechanizm drgnął, a dziewczyna otworzyła drzwiczki i cofnęła się. Gołębie, jeden po drugim, zaczęły wyskakiwać z klatki i wznosić się ku niebu. – Udało się.

Dokładnie w tej samej chwili zawiasy zaskrzypiały i drzwi chaty na kurzej łapce otworzyły się.

Gienka pomogła Mariannie wstać i co sił, przejęte strachem, pognały w stronę furtki. Baba Jaga zeszła z drabiny i w pogoni za nastolatkami wyminęła palenisko i pustą klatkę. Zerwał się wiatr, gdy biegły w stronę płotu. W ostatniej chwili Gienka złapała za zamykającą się furtkę i z całej siły ją odepchnęła, by ta nie zamknęła się Mariannie przed nosem. Gdy wbiegły między drzewa, usłyszała dźwięk zatrzaskującej się bramki.

Biegła tak szybko, że gdyby teraz się zatrzymała, upadłaby i nigdy nie wstała. Tuż za sobą słyszała przyśpieszony oddech Marianny, a dalej, nierówny krok Baby Jagi. Strach dodawał Gience sił. Nie zwracała uwagi na gałęzie sosny chłoszczące ją po twarzy. Stopy paliły ją żywym ogniem. Oddychała coraz szybciej, wsłuchiwała się w dźwięki za nią, ale odgłos szybkich kroków przerażającej starszej pani nie niknął.

Serce zabiło jej mocniej, gdy grunt zarwał się pod jej nogami. Z jej gardła wydobył się krótki, urwany pisk, a w lawinie piachu Gienka wpadła w bobrzą dziurę tuż na brzegu rzeki. Ku jej nieszczęściu, stopy piętnastolatki wpadły do rzeki, jej trampki i nogi przemokły po kostki. Nie zdążyła ich zabrać, gdy Marianna wywróciła się i wpadła w dziurę tuż obok niej. Przypadkiem wbiła łokieć brzuch Gienki i dziewczyna zgięła się wpół. Gdy tylko odzyskała rozeznanie w sytuacji, pomogła Mariannie wcisnąć się w piaszczystą wnękę i wyciągnęła nogi z brzegu rzeki. Woda wylała się z jej buta. Oddychała głośno i głęboko, więc przycisnęła dłoń do twarzy. Barkiem wspierała się o bok ściśniętej obok Marianny. Gdy spojrzała na jej twarz, w jej oczach zauważyła wyraz najgłębszego przerażenia. Nigdy nie widziała jej w takim stanie. Ona sama nigdy tak bardzo się nie bała.

Wstrzymała oddech, gdy Baba Jaga przeszła tuż obok miejsca, gdzie wcześniej biegły. Wołała je. Znała ich imiona, ale żadna z nich nie odpowiedziała. Później już jej nie słyszała, ale jeszcze przez kilkadziesiąt minut siedziały w dziurze przejęte strachem. Gienka policzyła każdą minutę. W końcu jednak wstały i biegły po dawnych śladach, po ścieżce, po której tu przyszły. Nie zwolniły ani na minutę. Wiedziała, że były bezpieczne, gdy wbiegły na połać lasu, gdzie znajdowały się pnie po drzewach ściętych przez mieszkańców wioski, ale biegły dalej, aż nalazły się  na łące znajdującej  się na obrzeżach lasu. Wtedy upadła na kolana i się rozpłakała.

Gienka nigdy więcej nie spotkała Baby Jagi. Mityczna kreatura, którą straszono dzieci, nie przyszła po nią w nocy. Jednak jeszcze przez długi czas nie mogła się pozbierać po przeżyciach, których doświadczyła w nawiedzonym lesie. Nie wiedziała, czy to była ta sama dziewczyna, przed którą ostrzegał dziadek Marianny, czy po prostu odwieczna krwiożercza istota żerująca na dzieciach, które zapuściły się za daleko w tym lesie. Teraz jednak Gienka znała ten las.

Maja Serafin kl. VIII

SP im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Janowie

kwiecień 2022 r.